STOWARZYSZENIE PAMIĘCI ARMII KRAJOWEJ
ODDZIAŁ PYSKOWICE
  • O Nas
  • Statut
  • Linki
  • Forum
  • Strona Tytułowa
  • 

    23.11.2014. Robi się coraz zimniej, ...

    Robi się coraz zimniej, ...to może powspominamy sobie wiosnę. Nawiązując do zamieszczonej kilka miesięcy temu informacji o obchodach 70 rocznicy zdobycia Monte Cassino, przedstawiamy poniżej krótki fotoreportaż wraz z pasjonującym opisem wyprawy szlakiem II Korpusu Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, jaką odbył w maju br. zaprzyjaźniony z naszym Stowarzyszeniem ,,Szwadron Skorpion”.

    W. Szustakowski

    „Tarent- Cassino-Piedimonte” 1944-2014

    18 maja 1944r. na gruzach klasztoru benedyktynów znajdującego się na Monte Cassino załopotała biało czerwona chorągiew, był to znak, że II Korpus Polski po krwawych walkach przełamał linię Gustawa. W 70 rocznicę tego wydarzenia nie mogło zabraknąć naszych willysów w tym symbolicznym dla Polaków miejscu.

    Tegoroczna wyprawa Szwadronu Skorpion była szczególna z kilku powodów. Pierwszy raz jechały z nami rodziny, wyprawa miała formę rajdu szlakiem II Korpusu Polskiego z Tarentu do Piedimonte San Germano, trwała łącznie 20 dni, wzięło w niej udział 8 willysów i 32 osoby co niewątpliwie było dużym wyzwaniem logistycznym i organizacyjnym. Plan był prosty. Do Cassino willysy jadą na lawetach, tam zostawiamy busy z lawetami i już na kołach przez Neapol, Salermo, Potenzę jedziemy do Tarentu, skąd szlakiem Korpusu przez Casamassima, Campobasso, Venafro i Cassino docieramy do Piedimonte San Germano.
    Do pokonania było łącznie prawie 5000 km. Tradycyjnie wyruszamy z bazy
    w Kluczborku.

    01.05.2014r. o godz. 14.30 sześć busów z lawetami i jeden willys na kołach ruszyły w trasę by po 49 godzinach dotrzeć do Cassino, które przywitało nas deszczem. Rozbijamy się na polu namiotowym w centrum miasta, willysy zjeżdżają z lawet. Już po zmroku kiedy przestaje padać ruszamy na wzgórze klasztorne.
    Jest 03.05.2014r. w takim dniu nie może nas zabraknąć na polskim cmentarzu wojennym. Rano następnego dnia zostawiamy ciągniki i przyczepy na kempingu. Jako wóz serwisowy jedzie jeden samochód, wciągamy na niego przyczepę, na którą z kolei pakujemy cały dobytek: namioty, śpiwory, żywność itp. Siadamy do willysów i ruszamy w trasę - kierunek Neapol.

    Do przebycia około 150 km w górzystym terenie. Miasto jest ogromne, robi wrażenie, jest jednak zaniedbane i brudne. Wjeżdżamy do portu, gdzie w dniu
    6 kwietnia 1944r. zeszli na ląd nasi pancerniacy: 46 oficerów i 563 podoficerów,
    i pancernych. Wieczorem ruszamy w stronę Pompei, gdzie chcemy znaleźć nocleg. Wydaje się, że Neapol nigdy się nie skończy cały czas poruszamy się wąskimi uliczkami, jest jakieś święto - ulice udekorowane, tłumy ludzi i gęsto od samochodów. Willysy dają radę, ale kierowca ciągnika z dobytkiem dokonuje cudów mieszcząc się w ciasnych uliczkach. W pewnym momencie mijamy procesję, która na nasz widok się zatrzymuje, wygląda na to, że wynieśli z kościoła wszystkie figury świętych. Już po zmroku trafiamy na kemping mieszczący się na wprost wejścia do Pompei. Następnego dnia od rana zwiedzamy Pompeje, a po południu jedziemy na Wezuwiusza. Willysy niestety musimy zostawić u podnóża wulkanu
    i dalej już pieszo pniemy się do góry zobaczyć krater. Widok z wulkanu na okolicę niesamowity. Do bazy zjeżdżamy znowu po zmroku.

    06 maja rano ruszamy z Neapolu do Salerno, trasa wiedzie klifem nad brzegiem morza, piękne widoki i ostre zakręty. Zwiedzamy pełne turystów miasteczko Amalfi, dawną kolonię rzymską, uważane za jedno z najpiękniejszych widokowo miejsc Europy. Jest też chwila czasu na plażowanie i w dalszą drogę do Salerno, gdzie trafimy na cmentarz brytyjski. Zostali tam pochowani żołnierze biorący udział
    w operacji Avalanche. W operacji lądowania aliantów pod Salerno brały bezpośredni udział nasze okręty wojenne: ORP Piorun, ORP Ślązak, ORP Krakowiak i ORP Dzik oraz statki MS Batory, MS Sobieski, SS Kościuszko i SS Narvik.

    Tego dnia naszym celem jest jednak położona w terenie górzystym Potenza, gdzie chcemy znaleźć kemping. Docieramy tam już po 22.00 i okazuje się, że przewodniki się mylą, nie ma tam żadnego miejsca na nocleg. I jak zwykle pomaga przypadek. Ktoś oferuje, że zaprowadzi nas do agroturystyki, ta jest jednak zamknięta i śpimy w fabryce. Jej właściciel to też pasjonat starej motoryzacji, zostawia nam klucze
    i jedzie do domu. Rano ruszamy dalej, przed nami ponad 100 km, a celem jest wpisana na Listę Dziedzictwa Światowego UNESCO Matera, gdzie mieściły się nasze szkoły podchorążych. Tam przy zamku czeka na nas pasjonat II Korpusu razem
    z ojcem, który pamięta naszych żołnierzy, są też przedstawiciele miejscowej prasy. Tym razem nocujemy w parafii katolickiej. Francesco pokazuje nam miasto, które jest niesamowite, historyczna część miasta obejmuje unikatowe domostwa drążone w skale. Oglądamy też budynki, w których mieściły się szkoły II Korpusu - Szkoła Podchorążych Rezerwy Artylerii, Szkoła Podchorążych Służby Zaopatrywania Transportu i Szkoła Podchorążych Rezerwy Piechoty. Wieczorem spacer po starówce - czas jakby się tu zatrzymał.

    Następnego dnia, to już 8 maja, Francesco pilotuje nas na miejsce, gdzie Mel Gibson kręcił „Pasję”. Oglądamy „filmową Golgotę” i ruszamy do Mottoli, gdzie mieściła się siedziba Dowództwa Bazy II Korpusu. Tam na granicy miasta czekają na nas pracownicy punktu obsługi turystów. Oprowadzają nas po mieście. Zwiedzamy kościół, w którym znajduje się obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej i tablica
    z godłami jednostek tworzących II Korpus Polski. Spotykamy się też z delegacją władz lokalnych. Z punktu widokowego widać już Tarent, to nasz dzisiejszy cel. Docieramy do miasta jeszcze za dnia. Pierwszy kemping jest w remoncie, jedziemy kilkanaście kilometrów dalej i w Leporano zatrzymujemy się na kempingu „Santo May” przy samym morzu. Następnego dnia przed południem czas wolny, korzystamy z basenu, niektórzy kapią się też w morzu. Po obiedzie jedziemy do miasta, zwiedzamy jego starą część i port, gdzie II Korpus przybył z Afryki.

    Kiedy stoimy przy nabrzeżu obok jest jarmark z okazji święta miasta, w pewnym momencie z przepływającego statku, ktoś śpiewa przez głośniki polski hymn. Robimy hałas wszystkim co mamy pod ręką. Z portu jedziemy do bazy włoskiej marynarki wojennej ale nie udaje nam się wejść do środka. Wieczorem wracamy do bazy. Następnego dnia zamierzamy dotrzeć do Brindisi. Chcemy też odnaleźć miejsce katastrofy Liberatora, który wracając z misji do kraju zahaczył
    o zabudowania miejscowości Villa Castelli. W centrum miasteczka spotykamy kandydatkę na eurodeputowaną, która nas oprowadza. Jest siesta, a mimo to otwierają dla nas urząd miejski. W jednej z jego sal znajduje się wystawa poświęcona między innymi naszym lotnikom, a w miejscu katastrofy wiosną tego roku odsłonięto tablicę poświęconą poległym członkom załogi i włoskiej rodzinie, która zginęła w katastrofie. Przed kościołem znajduje się również pomnik Jana Pawła II. Ruszamy dalej. W Brindisi oglądamy lotnisko Campo Casale, gdzie stacjonowała 1586 Eskadra do Zadań Specjalnych i kilka kilometrów za miastem szukamy noclegu. To najlepszy do tej pory kemping położony nad morzem na jakim przyszło nam się rozbić.

    Następnego dnia zażywamy kąpieli morskich i słonecznych, a po południu ruszamy do Casamassima, gdzie mamy być o 19.00. Gdy tam docieramy w rynku odbywa się akurat spotkanie wyborcze partii komunistycznej, które nasz przyjazd najwyraźniej zakłócił. Policja miejska konwojuje nas na stadion miejski, gdzie będziemy nocować w budynku socjalnym. Po zmroku wsiadamy do willysów i jedziemy na polski cmentarz wojskowy oddalony kilka kilometrów od centrum miasteczka. Zapalamy znicze i oddajemy cześć poległym. Rozświetlone miejsce wiecznego spoczynku naszych żołnierzy robi niesamowite wrażenie. Po zapaleniu ostatniego znicza wracamy do bazy na kolację. Następnego dnia rano Żaneta Nawrot mieszkająca od wielu lat w Casamassima oprowadza nas po miasteczku. W szczególności zwiedzamy miejsca, w których mieścił się 1 potem przemianowany na 5 Szpital Wojenny II Korpusu.

    Do dziś zostały nawet dwa szpitalne baraki, przy których robimy zdjęcia. Następnie spotykamy się z burmistrzem i w asyście policji miejskiej jedziemy ponownie na cmentarz, gdzie na spotkanie z nami przybywa nadzorujący cmentarze wojenne
    w tej części Włoch Col. Marasco Donato, który zaprasza nas do Barii. Po krótkiej uroczystości ruszamy do centrum miasta na spotkanie z mieszkańcami. Czas jednak ruszać dalej. Musimy tego dnia przejechać ponad 100 km. Jedziemy więc do Barii, gdzie odwiedzamy włoski cmentarz wojenny, na którym pochowani są żołnierze włoscy polegli w czasie I i II wojny światowej- łącznie kilkadziesiąt tysięcy.
    Na terenie cmentarza znajduje się muzeum, po którym oprowadza nas Col. Marasco Donato. Niestety czas goni nieubłaganie, musimy jechać dalej. Pod wieczór docieramy do miejscowości Margherita di Savoia. To nasz ostatni nocleg nad morzem, przyjmują nas na nieczynnym jeszcze kempingu, większość śpi
    w pomieszczeniu nieczynnej stołówki, a niektórzy na plaży. Kolejny dzień to 13 maj przed nami najdłuższa trasa - ponad 100 mil. Następny postój w Campobasso, gdzie swoją kwaterę miał gen. Anders. Po drodze awaria, odpadło koło z wozu serwisowego. Szybki remont na drodze i toczymy się dalej.

    W Campobasso jesteśmy pod wieczór, znajdujemy parking dla kamperów
    i rozkładamy się w baraku socjalnym. W nocy jest straszna ulewa. Rano zwiedzamy zamek Normanów i w deszczu ruszamy do Cassino. Jedziemy przez Isernię
    i Venafro. Odwiedzamy cmentarz Francuskiego Korpusu Ekspedycyjnego, położony w miejscu, gdzie w czasie bitwy o Cassino stacjonowała 22 Kompania Zaopatrywania Artylerii, w której służył profesor Wojciech Narębski i niedźwiedź Wojtek. Na cmentarzu spotykamy naszych znajomych z grupy Commando.
    Z Venafro do Cassino to już „rzut beretem”, wjeżdżamy na kemping, gdzie stoją nasze busy. Zabieramy z nich pozostawiony na czas rajdu dobytek i po raz drugi
    w tym roku wjeżdżamy na górę klasztorną. Jest piękna pogoda, widok na dolinę rzeki Liri wspaniały. Dzięki pomocy Krzysztofa Piotrowskiego rozbijamy się na łące w pobliżu cmentarza. Na bazie są już nasi dobrzy znajomi GRH Commando i GRH „Karpaty”. Przed zapadnięciem zmroku rozbijamy obóz.

    W dniu 15.05.2014r. ruszamy naszymi willysami na pole bitwy, najpierw jedziemy do Domku Doktora, do środka wchodzimy małymi grupami, oprowadza nas Krzysiek, który jest tam prawie domownikiem. Potem jedziemy na wzgórze 593, zapalamy znicze przy pomniku 3 Dywizji Strzelców Karpackich a stamtąd przez Mass Albanetę, (gdzie trzeba uważać na ostrzał moździerzy, z których strzelają harcerze) do krzyża 5 Kresowej Dywizji Piechoty, gdzie również oddajemy część poległym na 575. Postanawiamy też wjechać na San Angelo, a potem na Widmo, co udaje się przy zastosowaniu reduktorów, powoli nasze wozy pną się pod górę wąską ścieżką wśród leżących kamieni. Na widmie oglądamy domek i pozostałości niemieckich pozycji obronnych. Na koniec zjeżdżamy do Gardzieli - do naszego pomnika. Za każdym razem ten zniszczony na minach i ozdobiony krzyżem czołg robi na nas wrażenie. Oddajemy hołd poległym „Skorpionom” i wracamy na bazę. Pojawiają się chmury i zaczyna podać.

    W deszczu wjeżdżają na Monte Cassino kolarze Giro d’Italia, którego najdłuższy etap kończy się pod bramą klasztoru. Następnego dnia rano zwiedzamy klasztor,
    a o godzinie 10.00 ruszamy willysami przez Gardziel do „Małej Miski”, skąd już pieszo przez „Dużą Miskę” idziemy na miejsce, w którym dzień przed bitwą kapelan 3 batalionu strzelców 3 DSK ksiądz Stanisław Targosz odprawił Mszę Świętą.
    Na zboczu szukamy kamienia, który posłużył wówczas za ołtarz. Obecny z nami ksiądz Andrzej Targosz odprawia polową Mszę Świętą. Chwila zadumy dopadła chyba każdego. Wracamy do willysów i zjeżdżamy do Cassino. W pizzerii czekają na nas Giancarlo i Stefano, który postawił sobie za cel nakarmić „wojsko” przed dalszą drogą. Po chwili ruszamy do San Vittore del Lazio. Odbędzie się tam pierwsza polska uroczystość, w miejscu, gdzie po bitwie był prowizoryczny cmentarz. Znajduje się tam również wykonany przez naszych żołnierzy krzyż z łusek artyleryjskich.

    Spotykamy się z płk broni pancernej Edwardem Głowackim, który nie kryje radości na widok „skorpionowego wojska”. Następna uroczystość jest za kilka godzin
    w Piedimonte San Germano przy pomniku poświęconego żołnierzom Pułku 6 Pancernego „Dzieci Lwowskich”. Zaczyna padać, mamy trochę czasu więc wjeżdżamy do marketu, ogrzewamy się trochę i uzupełniamy prowiant. Po drodze do Piedimonte odwiedzamy cmentarz brytyjski w Cassino, zapalamy znicze sojusznikom. Przed 18.00 ( prawie w ostatniej chwili ) wjeżdżamy na wzgórze przy pomniku. Zostawiamy willysy i maszerujemy do góry. Zaraz potem zaczyna się uroczystość. Po jej zakończeniu robimy pamiątkowe zdjęcia z kombatantami.
    Do bazy wracamy już dobrze po zmroku.

    Następnego dnia rano ruszmy do Aquafondaty, jest gorąco przed nami prawie 40 kilometrów jazdy pod górę. Jesteśmy przed czasem, stajemy w szyku
    i uczestniczymy w uroczystości przy pomniku poświęconym II Korpusowi oraz włoskim pomniku poświęconym mieszkańcom miasteczka, którzy zginęli w czasie wojny. Jedziemy też na miejsce tymczasowego cmentarza znajdującego się za miastem, gdzie po bitwie grzebano naszych żołnierzy. Zapalamy znicze przy krzyżu i uczestniczymy w spotkaniu z mieszkańcami. W drodze powrotnej zahaczamy
    o niemiecki cmentarz w Cairo. Na bazie jesteśmy pod wieczór, znowu pada. Trzy willysy pomagają harcerzom zwozić sprzęt z położonych na wzgórzach punktów rajdu Hooker. Żaden inny pojazd nie był w stanie wjechać do góry po błocie
    i kamieniach. Przed nami ostatnia noc na Monte Cassino.

    Jutro oficjalne uroczystości na polskim cmentarzu wojennym. Rano 18.05. pobudka, śniadanie i czyszczenie zabłoconych butów. Pełne umundurowanie i wyjazd na uroczystości, willysy parkujemy na łące wzdłuż drogi wiodącej na cmentarz.
    W szyku wchodzimy na teren nekropolii, stajemy za kombatantami. Uroczystość jest bardzo podniosła i wzruszająca, po jej zakończeniu razem z naszym „Skorpionem” płk Edwardem Głowackim jedziemy do Gardzieli, gdzie opowiada nam o bitwie. Kolejny raz zapalamy znicze przy Shermanie. Wracamy na cmentarz, gdzie zapalamy znicze na grobach „Skorpionów”. Wracamy na bazę i zwijamy obóz. Od rana jest upał więc wszystko wyschło. Żegnamy się z komandosami i piechotą, po 16.00 zjeżdżamy na parking przy cmentarzu. Tam żegnamy się z Krzyśkiem, bez którego nasz rajd i pobyt w Cassino byłby prawie niemożliwy.

    Mamy nadzieję, że spotkamy się za rok podczas obchodów 70 rocznicy zdobycia Bolonii. Po raz ostatni zjeżdżamy willysami z wzgórza klasztornego. Na kempingu pakujemy nasze wozy na lawety i około 22-giej wyruszamy w trasę do domu. Po 46 godzinach docieramy do Kluczborka. Willysy przejechały łącznie 1000 mil (1600 km). Do tego 3200 km z Kluczborka do Cassino i z powrotem. Pomocy finansowej
    w organizacji wyprawy udzielił nam Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych w Warszawie, Gmina Jelcz-Laskowice, Gmina Kluczbork, Marcegaglia Sp. z o.o. z Praszki, Firma „Blik” z Tarnowa, firma „Simax” z Kuniowa
    i płk broni pancernej Edward Głowacki za co serdecznie dziękujemy.

    W tym miejscu pragniemy również serdecznie podziękować Krzysztofowi Piotrowskiemu, Żanecie Nawrot i Francesco Ambrico oraz wszystkim tym, którzy w jakikolwiek sposób udzielili nam pomocy, dzięki czemu udało się nam pokonać szlak II Korpusu Polskiego z Tarentu do Piedimonte San Germano.

    Adrian Mamzer - Szwadron Skorpion